Zaczarowany pierścionek (opowiadanie z opisem przedmiotu)

            


                     

 Zaczarowany pierścionek

      Na tych kartkach papieru opowiem historię, która zdarzyła mi się około rok temu.
Do tej pory brakowało mi odwagi, aby uwierzyć, że to wydarzyło się naprawdę.
      Było lato, jak co roku spędzałem je u moich dziadków. Wraz z wujkiem,
co prawda jest starszy ode mnie tylko o dwa lata, ale faktycznie to mój wujek
(a ściślej mówiąc brat mojej mamy) wybrałem się na wycieczkę do miejsca
zwanego ,,Łysą Górą”. Jest to niewielka góra mieszcząca się w lasku nieopodal zalewu.
Rosną tam wysokie, rozłożyste drzewa, przy których płynie strumyk.
Widok z tej góry jest piękny, zwłaszcza latem kiedy słońce świeci wysoko.
       Postanowiliśmy poszukać skarbu, o którym mówią pewne legendy.
Najpierw wzięliśmy ten pomysł jako zwykłą zabawę,
ale to co zdarzyło się potem okazało się prawdziwą przygodą.
    Jak głosi legenda jedno z wysokich drzew ma najbardziej rozłożony korzeń,
z którego wypływa strumyk i tam też trzeba szukać wskazówek, aby odnaleźć skarb.
Mój wujek Kuba powiedział, żebyśmy poszukali drzewa zanim zacznie się ściemniać,
tak więc ruszyliśmy w drogę.
     Schodząc powoli z wysokiej góry zauważyłem, że strumień nie płynie tylko
w jedną stronę, a rozgałęzia się na dole w prawo i lewo. Zeszliśmy więc na dół,
aby sprawdzić jaki to punkt, gdzie strumień się rozchodzi.
Okazało się, że faktycznie jest tam drzewo z ogromnym pniem.
    Chwilę potem zaczęliśmy szukać jakiegoś tropu, dziury, szpary,
czegokolwiek co naprowadziłoby nas na skarbu.
Nagle zauważyliśmy u podnóża drzewa, w małej kałuży strumyku  błysk.
Miał on kolor na przemian czerwony i żółty. Sięgnąłem ręką, chodź
woda była bardzo zimna i znalazłem w niej pierścionek.
    Był nieduży, wydawać by się mogło, że jest złoty z okrągłym diamentem
w kolorze pomarańczo-czerwonym. Kiedy patrzyłem na niego pod światło
był żółty, kiedy natomiast kładłem go w ciemniejsze miejsce nabierał czerwonej barwy.
Oczko pierścionka było okrągłe, ale boki lekko ostre, pościnane.
Pierścionek był bardzo ładny i na pierwszy rzut oka pomyśleliśmy,
że zgubiła go jakaś dziewczyna lub starsza kobieta.
     W zadumie i skupieniu zastanawialiśmy się co zrobić z tym klejnotem.
Z jednej strony legenda i skarb, a z drugiej strony myśl, że
to przecież tylko pierścionek o pewnie niedużej wartości.
-Zatrzymajmy go-powiedziałem. Może to jakiś znak, a może przyniesie nam szczęście.
     I nagle słońce zaczęło zachodzić, w lesie pociemniało
a my szeroko otworzyliśmy oczy ze strachu.
-Wracajmy do domu-powiedział Kuba. Mama będzie się martwić.
Wracając, potknąłem się i upadłem na ostry, duży kamień.
Poczułem tylko, że kolano mnie piecze i jest zakrwawione.
Zmartwiłem się, nie tylko tym, że babcia będzie zła, ale też tym, że nie widzę drogi powrotnej.
      To był moment, w którym naprawdę się przestraszyliśmy.
Wtedy przyszło mi do głowy, że ,,Łysa Góra” jest na nas zła,
że zabraliśmy jej klejnot.
      Postanowiliśmy wrócić, choć noga bardzo mnie bolała do miejsca,
skąd wzięliśmy pierścionek.
      Odłożyłem go na miejsce, do zimnego strumienia u podnóża największego drzewa.
I nagle ku naszemu zdziwieniu słońce zaczęło jaśniej świecić i wznosić się ku górze,
a drzewa wróciły do poprzedniej postawy.
      Byliśmy zdumieni, że wciąż jest dzień i wcale nie jest późna pora jak nam się wydawało.
Kuba westchnął i powiedział, żebym spojrzał na swoje kolano. Nie było nawet zadrapania.  
Ze zdumienia usiedliśmy na ziemi patrząc raz na drzewo, raz na siebie.
      Wtedy zrozumieliśmy legendę, skarb i zaczarowany pierścionek.
,,Łysa Góra” chowa go w sobie jako najcenniejszy klejnot i nie wolno zabierać
jej skarbu, bo to on sprawia, że miejsce jest magiczne.

Alan Soliszewski, IV b

................................................................................................................................................

Zaczarowany pierścionek

       Pewnego dnia jak zwykle szedłem ze szkoły i nagle zobaczyłem,
że w trawie leży coś świecącego.
Schyliłem się i zauważyłem pierścionek.
A wyglądał tak: miał ok. 1 cm średnicy, wyglądem przypominał koło,
był cały złoty,
a na górze miał duży brylant w kształcie
wielokąta. Pierścionek ten pięknie mienił się w słońcu tak,
że aż odbijał światło z dużą intensywnością. Brylant był niebieski. Postanowiłem,

że napiszę ogłoszenie. Gdy wziąłem przedmiot do ręki na brylancie pojawiło się zdania:
,,Dziękuję, że mnie znalazłeś. Odwdzięczę się tobie spełniając każde twoje życzenie”.
Pomyślałem, że to kłamstwo- więc, żeby sprawdzić wypowiedziałem życzenie:
-Chcę być niewidzialny!-powiedziałem.
      Po kilku sekundach zobaczyłem, że jestem przezroczysty. A więc była to prawda.
Szybko pobiegłem do domu. Zadzwoniłem do drzwi, ponieważ w pośpiechu
zapomniałem zabrać kluczy, na szczęście otworzyła mama. I wtedy przypomniało mi się,
że przecież
jestem niewidzialny. A mama pewnie pomyślała, że ktoś robi sobie z niej żarty.
Pobiegłem za dom, żeby odczarować, ale nigdzie nie mogłem znaleźć magicznego
pierścionka. Pewnie zgubiłem go, gdy biegłem do domu.
Miałem nadzieję, że nikt go nie znalazł. Przeszukałem całą drogę do szkoły,
ale nigdzie go nie było. Nagle zauważyłem człowieka, który wyglądał jak złodziej:
był ubrany na czarno, na głowie miał kominiarkę, w ręku trzymał worek i zachowywał
się podejrzanie. Wpadłem na genialny pomysł.
Podszedłem do niego i powiedziałem głosem ducha:
-Zostaw ten worek i więcej już nie kradnij!-rzekłem.
-Kto to mówi!-zapytał, jakby się bał.
-Twoje sumienie!-odpowiedziałem.
Złodziej momentalnie puścił worek i zaczął uciekać.
       W worku znalazłem różne drogie rzeczy, m.in. biżuterię, telefony komórkowe,
tablety, zegarki i pierścionek. Założyłem na palec i wypowiedziałem życzenie:
-Chcę, żebyś stracił swoją magiczną moc!
    Potem odniosłem na policje skradzione przez złodzieja rzeczy i opowiedziałem
całą historię, która mi się przydarzyła. Następnie wróciłem do domu.
       Podsumowując można powiedzieć /używając przysłowia/, że: ,,nie wszystko złoto,
co się świeci”. Z czarami należy uważać . To, co wydaje się nam piękne i nieosiągalne,
w rzeczywistości okazuje się zupełnie inne.

Michał Pałys, IV b

 .........................................................................................................................................................................................................................................

                                                               Zaczarowany pierścionek

    Pewnego dnia bawiąc  się w piaskownicy, natknęłam się na coś twardego.
Wyciągnęłam z ziemi mały okrąg, który wchodził mi na mały palec u ręki.
   Poszłam do domu, by umyć ręce, a przy okazji wypłukać mały okrąg. Po umyciu
okazało się, że jest to srebrny pierścionek w złote paski.  Po umyciu wciąż tkwił na
moim palcu u ręki. Bardzo mi się podobał, ponieważ pięknie lśnił.
     Po długim czasie postanowiłam go zdjąć, ponieważ trochę przeszkadzał mi
w pracach domowych, ale nie chciał zejść. Przekręciłam go trzy czy cztery razy,
poczułam zimno, chociaż były wakacje i ponad trzydzieści stopni na plusie.
Nagle świat zaczął wirować wkoło. Bardzo się przestraszyłam, ale zanim zaczęłam
wołać o pomoc, znalazłam się w dziwnej krainie. Stałam na dróżce, obok której był  
znak: w tę stronę do ,,Cukrolandii”. Zdziwiło mnie to,
ale postanowiłam pójść dalej. Gdy szłam dróżką, wybiegł mały chomik
i powiedział, żebym za nim szła. Wydało mi się to troszeczkę dziwne, że go rozumiem,
ale pomyślałam: dobra, idziemy dalej. Doszliśmy do krainy
gdzie wszystko było z cukierków i czekolady. Chomik powiedział, że idziemy do
cukierni w której skosztuję deserów, jakich  nigdy nie jadłam. W kawiarni jadłam lody,
ciasta, żelki i czekoladę, nawet piłam napój z trzciny cukrowej. 
Po dniu spędzonym w magicznej krainie ,,Cukrolandii” byłam bardzo zmęczona.
Postanowiłam położyć się na cukrowej ławeczce i zasnęłam.
     Gdy się obudziłam bardzo się ucieszyłam, gdyż leżałam na trawie, na moim
podwórku, a na palcu wciąż tkwił pierścionek.
     Ta przygoda była wspaniała, ale do tej pory nie wiem czy naprawdę się przydarzyła.

Kinga Kinach, IV b                  

 ................................................................................................................................................................................     
                                                           Zaczarowany pierścionek

      Był sobotni poranek. Przygotowywałem się do wyjazdu na finał
Ogólnopolskiego Turnieju Piłki Nożnej w Krakowie. Byłem bardzo
podekscytowany, ale też zaniepokojony.
Moja drużyna jechała w osłabionym składzie. Napastnik złamał nogę i nie
mógł grać. Jakby tego było mało autokar, którym podróżowaliśmy na
trasie złapał gumę. Ledwo zdążyliśmy na losowanie meczy.
Moja drużyna grała jako ostatnia. Usiedliśmy więc
na trybunach, aby kibicować i przyglądać się mocnym i słabym stronom
pozostałych drużyn. W finale było ich sześć. Grali naprawdę dobrze.
Podczas drugiego meczu zaczęło się chmurzyć.
No nie!-pomyślałem. Jeszcze tego brakowało. Po chwili zaczął kropić
deszcz i padał coraz mocniej. Zacząłem przebierać nogami ze zdenerwowania.
Nagle poczułem pod butem coś twardego.
Schyliłem się i podniosłem zakurzoną rzecz. Okazało się, że to pierścionek.
Był srebrny. Miał duże, niebieskie oczka. W ogóle to wyglądał prawie jak sygnet.
Widziałem takie w baśniach. Miały czarodziejską moc.
Ukradkiem włożyłem go sobie na palec i zacząłem go przekręcać,
tak jak w bajkach. W myślach powtarzałem: ,,Żeby tylko przestało
padać zanim zaczniemy grać!” I nagle zza chmur wyszło słońce.
Deszcz słabł i słabł, i zupełnie przestał padać.
Na niebie pojawiła się piękna tęcza. To działa!-pomyślałem z radością.
Wstałem i krzyknąłem:
-No dobra chłopaki. Teraz nasza kolej. Pokażmy co potrafimy!
Podczas meczu jeszcze kilka razy przekręcałem pierścień, prosząc o gole
dla mojej drużyny. I gdy strzelaliśmy kolejnego gola nie miałem wątpliwości.
Ten pierścień był zaczarowany. Miał magiczną moc. Oczywiście wygraliśmy.
Zdobyliśmy tytuł mistrzów-puchar i medale
były nasze. Byliśmy przeszczęśliwi. Podczas drogi powrotnej słyszałem,
jak koledzy rozmawiają o deszcze i udanym meczu. Jeden nawet powiedział,
że to cud, że akurat przed naszym meczem przestało padać.
Uśmiechałem się pod nosem, ściskając w kieszeni
pierścionek. Od tej pory nosiłem go zawsze przy sobie.

Filip Rawski,  IV b


.......................................................................................................................................................................

                                                Zaczarowany pierścionek

      Dawno, dawno temu w czeluściach Góry Nerexxsus został stworzony pierścień.
Nie był to jednak zwyczajny pierścień, ponieważ służył od do uprawiania czarów.
Był mały, srebrny i gładki w dotyku, a jednocześnie ciężki, bo wykonany z żelaza.
Na jego przodzie widniał diamentowy liść z napisem Nerrexxsus Góra Ognia.
Jego charakterystyczną cechą było to, że podpowiadał swojemu właścicielowi,
co ma uczynić.  Został on podarowany królowi Nerexxsusi, który dopiero po długim
czasie odkrył jego magiczne właściwości.

      Pierścień pozwalał latać, strzelać kulami ognia, tworzyć ogniste przedmioty
i żołnierzy. Król sprawiedliwie wykorzystywał moc pierścienia, ale po jego
śmierci pierścień został przekazany księciu (synowi króla), który dzięki niemu
siał spustoszenie i terror. Aż pewnego dnia, podczas walki pierścień zaczął piec
i książę zdjął go z palca. Wtedy magiczny przedmiot spadł na ziemię i w nią wsiąkł.
Książę zaczął kopać, ale nie znalazł pierścienia.

       Po powrocie do zamku, postanowił wyruszyć do kuźni i zmusić kowala, by
stworzył mu nowy pierścień. Jednak kowal był osobą mądrą i powiedział, że nie
może wykuć pierścienia, gdyż nie ma materiałów. Kowal tak naprawdę był magikiem,
rozgrzał i roztopił pierścień, przywołując go specjalnym zaklęciem. Potem stworzył
następny pierścień, ten jednak był rudy i miał maleńki kolec, zabijał każdego, kto go
wykorzysta do złych czynów. Rana spowodowana niewłaściwym używaniem
pierścienia była tak bolesna, że człowiek cierpiał z bólu. Jedynym sposobem na
pozbycie się rany było zadośćuczynić tym, których się skrzywdziło. Gdy książę
się o tym dowiedział, wpadł w szał i za pomocą pierścienia zmienił kowala w pająka,
i powstała mu rana na palcu. Książę zaczął wrzeszczeć i wić się z bólu, wdepnął
przypadkiem na rozgrzany węgiel, lecz w porównaniu z bólem spowodowanym
przez pierścień  nie było tego czuć. Książę chciał odczarować kowala, ale nigdzie
nie mógł go znaleźć, bo schował się w szczelinie.
        Po godzinie książę umarł ze zmęczenia i bólu, a pierścień zaginął.

Hubert Garus, IV b

 
Dzisiaj stronę odwiedziło już 1 odwiedzający (1 wejścia) tutaj!
Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja